Przeznaczenie. Destination, bestemmelse, destin, destino, ode, Schicksal. W każdym języku oznacza to samo. W każdej kulturze jest taką samą zagadką. Nieodwołalna konieczność. Czy nasze losy są z góry określone? Czy nasze decyzje są zaplanowane? Jak wpływamy na własne życie? Do czego prowadzą nasze wybory, postanowienia?
Majowe słońce zdawało się zalewać wrocławski dworzec. Od dawna nie było tak pięknej wiosny. Ludzie wydawali się być obojętni na uroki pogody. Przemykali między peronami, jedli w biegu, żegnali się, witali. Szum był nieodłączną częścią tego miejsca. On o tym wiedział. Bywał tu nie raz, nie dwa. Lubił obserwować. Teraz jednak popadł w popularną obojętność. Skupiał się jedynie na dyskomforcie oczekiwania. Dwie walizki stojące za nim zawierały cały jego sześcioletni dorobek. To już rok odkąd skończył studia… Właściwie przestał się już zastanawiać nad tym, co było mu pisane, a co nie. Jechał w nieznane. Szukał spokoju, odpoczynku, zatrzymania. Chciał spróbować jak to jest, gdy stawiasz wszystko na jedną kartę, gdy się nie przejmujesz. Jego frustracja sięgnęła zenitu, gdy po raz kolejny nie przyjęto go do pracy. Nie mówiąc o tym, że od dawna nie napisał ani jednej strony książki, która miała być jego pisarskim debiutem. Zupełnie się zagubił. Kilka dni wcześniej usłyszał o Boszkowie - przyjaciel użyczył mu jeden z domków należących do rodzinnego ośrodka - przeliczył więc oszczędności i po prostu się spakował. Muzyka, która płynęła ze słuchawek delikatnie koiła jego poczucie niepewności. Vivaldi zawsze tak na niego działał. Skrzypce potrafiły sprawić, że zapominał o całym świecie. Sam trochę grał, ale nie uważał się za dobrego muzyka, wręcz nie przepadał za słuchaniem samego siebie. Poszukiwał ideałów, do nich uciekał. Spoczywający w walizce instrument wiele miesięcy nie był wyciągany z futerału. Bo i po co? Zrezygnowanie towarzyszyło mu tak długo, że stało się jego częścią. Wiele od siebie wymagał. Uważał, że przed samym sobą poniósł porażkę. Kiedy pociąg zatrzymał się przed nim podniósł wzrok i zobaczył swoje odbicie w oknie. Kilkudniowy zarost, zmęczone spojrzenie. Westchnął i wszedł do środka. Zajął pusty przedział. Przymknął powieki i pozwolił by Vivaldi przeniósł go w zapomnianą krainę marzeń, a pociąg w miejsce, do którego zmierzał.
***
Jak się czuje człowiek wolny? Cóż, wspaniale! Wiedziała, że ma przed sobą długie i piękne wakacje. Właśnie zdała maturę. Miała tyle planów. Nawet powieszanie prania sprawiało jej radość. Człowiek lubi otwierać się na nowości, na nadzieję. Jej głowa pojawiała się i znikała pomiędzy wiszącymi ubraniami. Już jakiś czas zastanawiała się nad tym jak zagospodaruje sobie czas. Może praca? Miała szczęście, że trzy kilometry od Włoszakowic było Boszkowo. Jezioro, ośrodki, bary. Szybko znalazła miejsce dla siebie. Będzie pomagała w opiece nad ośrodkiem. Czasem sprzątanie domków, czasem dyżur w barze. Idealnie. Trochę się denerwowała przed pierwszym dniem, ale teraz starała się skupiać na tym, co dobre. A takich aspektów było wiele. Chociażby słońce. I ta wolność. Cudowna wolność…
- Znowu bujasz w obłokach? – usłyszała głos swojego przyjaciela – Wojtka. Oczywiście nie był sam. Tuż za nim dojrzała Ankę. Ich trójka była nierozłączna od czasów podstawówki.
- Kiepski z Ciebie obserwator. Powieszam pranie! – uniosła brwi.
- Słyszałaś? Powiesza pranie… A ten rozmarzony wzrok to pewnie wywołał zapach płynu do prania… - prychnął.
- Jest możliwość, że faktycznie za dużo się go nawdychała – Anka rozłożyła się na leżaku. - Nie… Ten typ tak ma. Rozważna i romantyczna – zajął leżak obok.
- Przyszliście się doedukować w zakresie domowych obowiązków? Ok. Proszę bardzo, tak to się robi… wyciągacie sztukę wcześniej wypranego ubrania, przewieszacie i…
- Przymknij się, Kaśka… My tu się opalamy. Masz najlepsze miejscówki na całym osiedlu – rozkoszowali się słońcem. - A ja głupia oczekiwałam, że mi pomożecie – westchnęła. - Sama musisz się dokształcać, przyda Ci się w późniejszej roli pani domu… - droczył się z nią. - Szowinista – podsumowała – Anka? Poprzesz mnie? - Masz olejek do opalania? – zmrużyła oczy. - No tak… - Najlepiej w pakiecie z jakimś samotnym maturzystą… - dodał. - Student też może być… - mruknęła. - Niestety, mam tylko krem… - usiadła obok nich. - To fatalnie. Będzie teraz musiała wybrać się na krwiożercze polowanie – ironizował. - Nie muszę. Wszystko zawsze jakoś samo się dzieje – machnęła ręką. - W takim razie my nieudacznicy musimy wybrać się na polowanie – objął Kasię ramieniem. - Mów za siebie. To Twoje podboje miłosne są najbardziej żałosne – odsunęła się. - Możecie mi przypomnieć dlaczego ja się z Wami przyjaźnię? Jesteście wredne, zimne… - Ciii… zasłaniasz mi słońce. - W dodatku bezwzględne…
- Oj tam. Tylko my z Tobą wytrzymujemy. Z Twoim uzależnieniem od gier komputerowych, Twoim ostentacyjnym mlaskaniem, jedzeniem całych chipsów bez dzielenia się, obciachowym T-shirtem z pokemonami…
- Dobra, przekonałaś mnie. Tylko żebyś nie myślała, że jesteś lepsza. Ani Ty! – klepnął Ankę. - Gdzieżbyśmy śmiały… - No. Czyli wszystko tak jak ma być. - Wspomniałam o maniakalnym upodobaniu porządku? - Udam, ze tego nie słyszałem. To co, Boszkowo, dzisiaj wieczorem? - Tak jest, panie kapitanie!
***
Imprezy tego typu zawsze wyglądają tak samo. Kiedy jest lato, ludzie są spragnieni zabawy, odpoczynku. Chcą poczuć, że naprawdę nic nie jest ważne, tylko ta właśnie chwila. Kiedy tańczą, emocje nie są już tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz. Ulatują z nas otaczając cały parkiet. W momencie, gdy tańczy spora grupa ludzi, atmosfera jest nie do opisania. Skupisko rozluźnienia, bycia sobą. Rozpakował się niecałą godzinę temu i postanowił zwiedzić okolicę. Było już ciemno, dochodziła 22. Jego uwagę zwróciła oczywiście muzyka dobiegająca gdzieś zza zakrętu. Przez chwilę się wahał, ale ostatecznie stwierdził, że jest tu po to by oderwać się od codzienności. Szedł chwilę drogą, po czym zajął miejsce przy stoliku i przyglądał się ludziom bawiącym się na wolnym powietrzu. Czy chciał do nich dołączyć? Pomyślał, że nie jest to najgorszy pomysł zważywszy na fakt, iż dawno nie miał okazji poimprezować. Wstał od stolika i… zderzył się z dziewczyną niosącą sok wiśniowy.
- Ojej, przepraszam! – jęknęła widząc jego biały T-shirt umazany czerwoną plamą. - Słusznie… - mruknął nieco podenerwowany. Nie zauważył, że sama też była oblana. Plus fakt, iż wpadł na nią w takim samym stopniu jak ona na niego. Zupełnie nie brał tego pod uwagę. Starał się nie wybuchnąć.
- Jeśli chcesz, ja mogę… - zaczęła oferować rozwiązanie.
- Tak, tak, Kaśka zna się na praniu wyśmienicie, potwierdzam! – Wojtek postanowił ratować sytuację. Wyrósł obok Kasi niespodziewanie, ale w odpowiedniej chwili.
- Obejdę się – wycedził. - Ja naprawdę… - Nieważne. Nie miałem tu po prostu być – odwrócił się na pięcie i odszedł. Zgniótł plastikowy kubeczek, który miał w ręce. Chciał wrócić do domku, nic więcej.
- Dziwny koleś… - mruknął Wojtek – Jakieś podziękowania za ratunek? Wyglądał jakby miał ochotę pożreć Cię w całości – zaśmiał się.
- Dzięki… Jakiś taki… zagubiony był… - Jeszcze go tłumacz. Znam takich typków. Książę na białym koniu. Cwaniak i tyle – podsumował. - Może masz rację… - Na pewno mam rację. Nawet Cię nie przeprosił, a przecież też Ci się oberwało – wskazał na jej sukienkę. - Anka mnie zabije – skrzywiła się. - Na razie jesteś bezpieczna – spojrzeli w kierunku przyjaciółki, która właśnie tańczyła z nowo poznanym chłopakiem. - Do czasu. Zemsta i tak mnie dosięgnie… - Wracasz na parkiet? - Za chwilkę – uśmiechnęła się. - Będę czekał – tanecznym krokiem ruszył w tłum.
Kasia przez moment stała w miejscu, po czym ruszyła w kierunku, w którym odszedł tamten chłopak. Na drodze niestety nikogo nie było. Sama nie wiedziała dlaczego ją zainteresował. Miał coś takiego w oczach… Zdecydowanie nie był wolnym człowiekiem. Westchnęła i starając się zapomnieć o sprawie dołączyła do Wojtka. W końcu dziś mieli się bawić. Myślami jednak była gdzie indziej. Zupełnie gdzie indziej.
Przeznaczenie… Co tak naprawdę oznacza? Czy jest prawdziwe? Nie warto się nad tym zastanawiać dłużej niż kilka sekund. To nas przerasta. Wierzmy, że istnieje coś takiego jak "los". Jesteśmy straceni. Zdarzy się, co ma zdarzyć. Wystarczy żyć.
kontakt z autorką: autorka@boszkowo.info
|