Niepojęta jest ta zmiana świata dookoła, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że kolejny dzień przyniesie coś dobrego. Pewność, lekkość, spokojne serce, uśmiech na ustach tuż przed snem. Takie uczucie jest bezcenne, wtedy możemy w pełni czuć, postrzegać, reagować, żyć. Kiedy Kasia zasypiała po tym jak Mateusz odprowadził ją nad ranem do domu dane jej było doświadczyć właśnie tego uczucia. Miała nadzieję, że będzie jej towarzyszyło przez długi czas, a właściwie niczego innego bardziej nie pragnęła. Była przepełniona jego głosem, wielogodzinną rozmową, dźwiękiem śmiechu, zrozumieniem. Wciąż potrafiła przywołać dotyk jego dłoni. Nie śniła. Rzeczywistość wygrała ze snem, bo nawet marzenia senne nie były jej w stanie zastąpić. Samotna powrotna podróż pustą drogą do Boszkowa mijała mu zaskakująco szybko. Z twarzy nie schodził mu uśmiech. Wsłuchiwał się w szumiące zboże i obserwował jak wiatr kołysze złotymi kłosami, bezkarnie buszując po polu. Od czasu do czasu mijały go samochody, trąbiły – bo niekoniecznie szedł zgodnie z przepisami ruchu drogowego, ale nic sobie z tego nie robił. Właściwie uśmiechał się jeszcze szerzej mając ochotę podskakiwać. Mimo, że był urodzonym irracjonalistą, zdziwiło go jego własne zachowanie pozbawione kontroli. Oddał się w ręce beztroski i było mu z tym dobrze. To, że komuś mógł powiedzieć wszystko okazało się zbawieniem. Wcześniej uważał to za niebezpieczne obnażenie się, pozbawione sensu eksponowanie swojego wnętrza. W gruncie rzeczy bał się tego, że ktoś kto pozna go naprawdę znudzi się nim bądź uzna za rasowej klasy dziwaka. Jego myśli pełne były nieustających obaw, krytyki, dystansu, sarkazmu. Poprzez małomówność i introwertyzm ukrywał swoje największe lęki. Ten przed odrzuceniem, brakiem akceptacji i niezrozumieniem. Nie planował ryzykować ich spełnienia, toteż ryzyko jakie podjął, a w konsekwencji ulga i radość przyprawiały go o niewymowne szczęście. Nie potrafił zdefiniować w czym tkwi jej wyjątkowość i dlaczego to właśnie ona sprawiła, że opowiedział o sobie. Może chodziło o poczucie bezpieczeństwa? Albo brak barier? Wystarczyło, że się odezwała, a skłonny był wyznać jej swoje największe sekrety. Gdyby takie miał oczywiście. Zaśmiał się na głos, ponieważ rozbawiły go jego własne myśli, godne szalonego spiskowca z czarną przeszłością. Tak naprawdę był zwykłym dwudziestopięcioletnim chłopakiem, który nigdy nie starał się być nikim więcej. Miał swoje marzenia i cele, to do nich dążył i to one sprawiały, że jego natura była specyficzna, że był artystą, wolnym ptakiem, nieco naiwnym, ale takim, który nie uciekał przed swoim przeznaczeniem. Nie chciał więcej łączyć Kasi ze swoim natchnieniem. Zrozumiał, że otworzyła w nim sferę, która pozwala na rozwinięcie skrzydeł, ale to wyłącznie od niego zależy czy będzie potrafił z niej skorzystać. Wpadł do domku i zadowolony z odkrytej prawdy poczuł to co Kasia. Tą niezwykłą pewność. Spokój. Było to naturalne i piękne uczucie. Zasnął niemalże od razu. Sny nie odwiedziły też jego, z podobnego powodu co powierniczkę jego wnętrza.
***
Nie spała długo. Jako pierwsza z domowników wstała i w kilkanaście minut przygotowała się do wyjścia. Kiedy otworzyła drzwi wejściowe na wycieraczce leżała karteczka. Musiał ją napisać kiedy zniknęła w domu. Nosił notes i długopis zawsze przy sobie, w razie gdyby przyszedł mu do głowy nieoczekiwany pomysł apropo książki. Było to jedno z przyzwyczajeń, które zdążyła zauważyć. Uśmiechnęła się do siebie i podniosła zawiniątko. Dziękuję za ten wschód. Najbardziej wyjątkowa 4:14 w moim życiu. Zamawiam dzisiaj Twoje pierogi. Mam nadzieję, że trafię w godziny otwarcia. M. P.S. – Zachowaj ten uśmiech dla mnie. Tak, uśmiechała się teraz. Tak, chciała zachować ten wyraz twarzy dla niego. Może oprócz tych szalonych rumieńców, które pojawiały się z powodu zawstydzenia nota bene zawstydzając ją jeszcze bardziej. Praca stała się przyjemnym oczekiwaniem na jego wizytę. Tym razem wiedziała, że się pojawi. Nie musiała go wyglądać. Była pewna. Dlatego też, kiedy ukazał się za ladą ogarnął ją spokój. - Zdążyłem zapisać kilka stron! – pochwalił się przy wejściu. - Epickie powitanie, chwalipięto. – uśmiechnęła się. - O, zachowałaś go… - dotknął jej policzka, a ona nieco się spłoszyła i opuściła wzrok. - Yhm… - wymamrotała. - Jesteś piękna. – oparł się nonszalancko na łokciu. - Zwłaszcza teraz. – prychnęła. - Tak, zwłaszcza teraz. – powiedział szczerze patrząc na jej materiałową opaskę we włosach z figlarną wstążką, i rozpromienioną twarz. - Pierogi, tak? – zaczęła stukać po kasie. - To była tylko wymówka. Przyszedłem Cię porwać. – zaczął, ale kiedy zauważył, że ona spogląda na niego tym swoim krytycznym wzrokiem zakończył droczenie się. – Tak, pierogi. – wyciągnął portfel. - Cieszę się, że sam zrozumiałeś. – uniosła kąciki ust nieśmiało. - Rozpoznaję już te Twoje niebezpieczne nastroje. – zażartował. - Proszę, proszę, powraca sarkazm. - Kimże byłbym bez tego sprytnego narzędzia mowy. – uniósł brew. - Oh, jak dobrze, że za chwilę będziesz jadł i milczał. – odcięła się rozbawiona. - Zrobię to z przyjemnością. - No ja myślę. – puściła do niego oczko i zniknęła w kuchni. Chwilę przypatrywał się jej oddalającej się postaci, a potem usiadł tam gdzie zawsze i oczekiwał. Kiedy już jadł spoglądał w kierunku okienka, gdzie pojawiała się i znikała. Posyłała mu cenne uśmiechy, a on pokazywał jej gestami jak bardzo mu smakuje. Przywykł do tego. Odniósł talerz i włożył głowę w okienko. Roześmiała się. - Wariat. - Umówisz się ze mną? Znowu? – zapytał. - A jak nie to co? - Będę tu sterczał tak długo jak będzie potrzeba. - Umówię się mój Ty szaleńcu. – zapewniła. A potem nastąpiła chwila ciszy. Chwila, która wyzwala pozytywne emocje. Zastygli w bezruchu i sympatycznym rozbawieniu. Podeszła do niego i pocałowała go w policzek. Nadstawił drugi. - Co za dużo to nie zdrowo. – odwróciła się na pięcie. - Zapamiętam tę dewizę. – uśmiechnął się. - Gdzie się widzimy? - Przyjdę po Ciebie tuż po zamknięciu. - Do zobaczenia. – spojrzała na niego przez ramię. - Do zobaczenia. – wyciągnął głowę z okienka i wciąż się uśmiechając opuścił stołówkę.
|