Dzień za dniem, godzina za godziną, minuta za minutą. Czas biegnie szybko. Tego lata Kasia i Mateusz stali się nierozłączni. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Spacerowali, wygłupiali się, poznawali siebie nawzajem. To co rodziło się między nimi nabierało barw. Barw lata. Słonecznych, pozytywnych, radosnych. Kiedy się nie widywali każde z nich oddawało się rozwijaniu pasji, które dzięki rozmarzeniu były w rozkwicie. Kasia śpiewała pod nosem ulubione kawałki, a Mateusz dzielnie zapisywał kolejne strony swojej debiutanckiej książki. Właśnie zaczął się sierpień. Spacerowali promenadą mijając główną plażę. Trzymali się za ręce.
- Chciałbym poznać Twoich przyjaciół. – długo się nad tym zastanawiał, bo nie przywykł do angażowania się, ale jeśli o Kasię chodziło chciał poznawać wszystko co z nią związane. - A to ciekawe. Oni też są Ciebie ciekawi. – uśmiechnęła się. - Pewnie zastanawiają się jaki urok na Ciebie rzuciłem. - Coś w tym stylu. – sprawiła, że spojrzał na nią z ukosa. - Mogłaś chociaż spróbować zaprzeczyć. – udał obrażonego. - Nie mam w zwyczaju dawać komuś fałszywej nadziei. – droczyła się z nim. - No proszę, ktoś tutaj staje się coraz mniej nieśmiały. – pocałował ją w czoło. - Ostrzegałam Cię niedawno, że niezłe ze mnie ziółko. – pokiwała palcem. - O tak, powiedzmy, że Ci wierzę. - Wracając do tematu… Na pewno chcesz się z nimi spotkać? Są nieco… - Negatywnie nastawieni? – próbował odgadnąć końcówkę jej zdania. - Tak bym tego nie ujęła… - przypomniała sobie liczne komentarze Anki i Wojtka. - Sceptyczni? - Tak. To dobre słowo. – czekała na jego reakcję. - Nadal chcę ich poznać. – zadeklarował. – Pod jednym warunkiem. – dodał po chwili. - Jakim? – zapytała. - Potrafią pływać kajakiem?
***
Pierwsze momenty spotkania na szczycie, a mianowicie poznania Mateusza przez przyjaciół Kasi były nieco niezręczne. Jednak jak to młodzi – szybki się dogadali. Wspólne planowanie wycieczki szlakiem konwaliowym pozwoliło im na „dotarcie się”. Wkrótce śmiali się z tych samych żartów, dyskutowali na różne tematy i lokowali kajaki na wodzie. - Cała zabawa normalnie trwa około 5 dni. – Mateusz pomagał Kasi usiąść w środku. Oparł wiosła o kajak. – Ale my zrobimy sobie jednodniową wodną przejażdżkę. – kontynuował. - Gdzie płyniemy? – spytała Anka. - Rezerwat Wyspa Konwaliowa. – zaznaczył. - Uuu, ktoś tu się zorientował w terenie… - skomentował Wojtek Tak, dodał trochę ironii. Cały on. - Trochę musiałem. Kanał Błotnicki tonie w trzcinie, więc trochę się pomęczymy, ale mimo to powinno być dobrze. - Niezły plan. – pochwaliła Kasia. – Rozumiem, że w naszym kajaku tylko mężczyzna wiosłuje? – dodała z uśmiechem. - Nie ukrywam, mała pomoc kobiety się przyda. – usiadł za nią. – Ładne masz plecy. – skomentował, a ona odwróciła się i pokazała mu język. - Jak stare małżeństwo. – Wojtek z Anką także zajęli swoje miejsca w drugim kajaku. - To co, ruszamy? - Ruszamy!
Pogoda była idealna. Słońce świeciło, ale nie parzyło, przyjemnie ogrzewało ich twarze. Z daleka było widać ich pomarańczowe kapoki i czerwono-krwiste kajaki. Ramię w ramię dzielnie wiosłowali przemierzając kolejne metry. Woda burzyła się pod wpływem wioseł, pryskając na boki. - Kacha, nie machaj jak tym wiosłem, jestem cały mokry. – Mateusz nie omieszkał ponarzekać. - Nie mów tak do mnie. – zastrzegła sobie. - Mów, mów, ona to lubi! I zobacz jakie ma mięśnie! – Wojtek rechotał dotrzymując im tempa. Rozkład sił między niego i Ankę był równy. - Świnia! – zmierzyła go wzrokiem. - Podziwiaj widoki, z głupszym nie wygrasz! – pocieszyła ją Anka. - Ej, Ty, pozbawić Cię wsparcia? – zapytał Wojtek zwalniając wiosłowanie. - Jakby mi to robiło różnicę. – prychnęła. – Twoje mięśnie cudem radzą sobie z utrzymywaniem szkieletu. – dopiekła mu. - Tak, a Ty nadrabiasz masą. – odgryzł się uderzając w jej słaby punkt. - Jak tak dalej pójdzie to się tutaj nawzajem potopimy. – zaśmiał się Mateusz. - Ty zacząłeś. Ta „Kacha” była niepotrzebna. – uświadomiła go. - Dobrze kochana. Ładnie tutaj. – zmienił temat. Wszyscy automatycznie rozejrzeli się na boki. Zielone drzewa poruszane wiatrem, promienie słońca odbijające się od tafli wody, trawiaste brzegi, drewniane dawno nieużywane mosty, kołysząca się trzcina. - To był dobry pomysł. – stwierdzili. - Jasne, bo mój. – Mateusz gdyby mógł, uderzyłby się w pierś. - Skromność to Twój atut. Przekomarzali się i bawili. W pewnym momencie pozwolili sobie nawet na kąpiel, a słońce zdążyło ich wysuszyć zanim dopłynęli do celu. Dotarcie do rezerwatu zajęło im pół dnia, ale widoki wynagrodziły cały wysiłek. Białe konwalie, ich zapach i widok sprawiły, że byli z siebie dumni. Obiecali sobie, że jeszcze kiedyś tu wrócą. A potem zmęczeni, ale szczęśliwi pokonali drogę powrotną. - Jestem wykończona. – stwierdziła Kasia kiedy wychodzili na brzeg w Boszkowie. Mateusz podtrzymywał jej rękę. – Ale warto było. – uśmiechnęła się ostatkiem sił. - Niepokonani. – zaznaczył Wojtek. Przybili „piątki”. - To jakie wyzwanie będzie następne? - Jak na razie mam dosyć wyzwań. - Popieram. – dziewczyny było zgodne. - Jeszcze zmienicie zdanie. – zaśmiali się. Kajaki spoczęły w wypożyczalni, a cała czwórka wynagrodziła sobie trud podwójnymi deserami lodowymi w ulubionym lokalu na Pudełkowie. Cudowny dzień i wieczór dobiegł końca. Dzień za dniem. Tak właśnie. Kolejny odszedł do krainy wspomnień. Kto wie, co przyniesie jutro. |